niedziela, 23 marca 2014

Rusz się! :)


Ja już jestem po treningu, a Wy? :) 

Może pogoda za oknem nas nie dopieszcza, ale to nie znaczy, że możemy szukać wymówek :) Zawsze możemy zmienić na 1 dzień swoje ulubione ćwiczenia na coś zupełnie innego. Ja dzisiaj również byłam zmuszona ćwiczyć inaczej niż zwykle, ale nie przez deszcz, a przez okropne zakwasy! Wczoraj po 40 min z Ewą, leżąc na podłodze z wycieńczenia, zaczęłam się rozciągać. Efekt? Czuję się jak stara babcia narzekająca że wszystko ją boli! Niemniej jednak - fajne uczucie. Wreszcie czuję, że moje ciało pracuje! :)

Nie czekaj na poniedziałek, rusz się już dziś! No dalej, lato tuż tuż, czasu nie oszukasz :)

wtorek, 18 marca 2014

Moja prawdziwa motywacja

Ciężko mi pytać Was, jak Wam idzie, jak (z kim?) ćwiczycie, czy wspomagacie to dietą itd., skoro praktycznie Was tu nie ma. Jeśli jesteście, nie zostawiacie po sobie żadnego śladu z wyjątkiem licznika wejść na bloga. Zadając Wam pytania, czułabym się jakbym rozmawiała sama z sobą, a szkoda, bo chętnie wymieniłabym się z Wami spostrzeżeniami, radami itd. No ale trudno. Mogę jedynie pisać o sobie.
Zaczęłam ćwiczyć tydzień temu w niedzielę - tak, w niedzielę, żeby nie było jak zawsze, że "zacznę od poniedziałku" :) Udało mi się zrobić 2 skalpele i rozłożyło mnie choróbsko. Także znów muszę zacząć od nowa, gdyż z takim katarem jak miałam, nie było opcji wykonać żadnego z ćwiczeń Ewy. Dzisiaj korzystając z dnia wolnego, postanowiłam zrobić killera. Jejku, dziewczyny, jak Wam się udaje go zrobić w całości?! Pamiętam że kilka miesięcy temu chciałam go zrobić i zakończyłam po 20min, dzisiaj niestety wynik był ten sam :( Poczekam do wieczora i znów zrobię skalpel. Zastanawiam się czy po prostu z moją kondycją jest aż tak źle i muszę trochę więcej poćwiczyć zanim przerzucę się na skalpel, czy to po prostu kwestia nastawienia? Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne - nie poddaję się!

Przypomniałam sobie, że chyba ani razu nie wspomniałam Wam, co tak naprawdę jest moją motywacją. Zwykle chciałam po prostu dobrze wyglądać, ale okazywało się że ta motywacja dla mnie była za słaba i szybko odpuszczałam. Teraz jest inaczej. 14 Czerwca 2014 mój kuzyn bierze ślub. A ja? A ja chcę wyglądać w sukience naprawdę dobrze. Na ostatniej imprezie rodzinnej, jaką była 18-stka mojego brata, miałam na sobie śliczną białą sukienkę, naprawdę ją kochałam! Niestety okazało się, że podczas tańca już nie wyglądała na mnie tak dobrze jak w lustrze sklepowym. Ja może bym tego nie zauważyła, ale niestety kilka moich kochanych ciotek to zrobiło. Od tamtej imprezy nie mogę patrzeć na tą piękną sukienkę, co więcej, nie mogę patrzeć na żadne sukienki. Najlepiej czuję się w luźniejszych koszulkach. Niestety tak na weselę nie pójdę. Tym razem nie dam satysfakcji moim ciotkom. Zostało mało czasu więc trzeba brać się ostro do roboty.


niedziela, 9 marca 2014

Diety które szkodzą

Przed chwilą natknęłam się na "artykuł" o najniebezpieczniejszych dietach. >>KLIK<< i hm.. Zastanawiam się, czy te "artykuły" powstają tylko po to, żeby nabić sobie oglądalność i liczbę wejść (zarobek)? Wystarczyło chwilę zagłębić się w temat, by podać naprawdę dobre informacje na temat niebezpiecznych diet, które powszechnie uznawane są za dobre. Tutaj wymienione są diety gorsetowe, fastfoodowe, jedzenie przecierów dla dzieci, wacików nasączonych sokiem pomarańczowym i na koniec dieta bezglutenowa. Naprawdę trzeba podawać takie informacje? Każdy człowiek przy zdrowych zmysłach wie, że jeśli będziemy faszerować się wacikami to możemy nabawić się naprawdę poważnych problemów z przewodem pokarmowym a nosząc gorset tak zmienimy budowę swojego ciała, że chodzenie bez niego, raczej może być już niemożliwe. Zamiast tych śmiesznych informacji, mogli podać inne. Np. to, jak wpływają na nas głodówki - niestety wciąż bardzo popularne - czy Dieta Dukana. Jest jeszcze oczywiście bardzo wiele mitów na temat odchudzania, ale o tym będę pisać kiedy indziej.

Głodówki
Czytałam jakiś czas temu o głodówkach leczniczych, które rządzą się swoimi prawami i szczegółowo rozpisane jest co i jak powinniśmy robić przed/po niej. Z takiej głodówki nie powraca się raczej do wcześniejszego stylu życia lecz zmienia nawyki żywieniowe. Określone jest również ile ona powinna trwać. Nie doszukałam się opinii lekarzy na ten temat, niemniej jednak jakoś nie potrafiłam zmienić mojego zdania na temat głodówek.
Teraz napiszę o innych głodówkach, robionych przez większość osób zazwyczaj w okresie dojrzewania, kiedy to mają małą wiedzę na temat odżywiania a mama z pewnością im nie pozwoli na dietę. Otóż co robią takie osoby? Przestają jeść cokolwiek lub omijają większość posiłków. Zazwyczaj jest tak, że wieczorem już nie dają rady i spożywają więcej niż zjadłyby normalnie na kolację lub jakimś cudem wytrzymają kilka dni, ale w końcu stwierdzają że zasłużyły i w ramach nagrody jedzą swoje ulubione danie, idą na fastfoody itp. Błąd? Wszędzie. Trzeba dostarczać energię dla naszego organizmu bo on nie jest w stanie pracować tylko na tym, co udało mu się zmagazynować w tkance tłuszczowej. Potrzebuje też witamin, białka i wielu innych. Tego nie wydobędą z tkanki tłuszczowej. Efekt? Wypadanie włosów, osłabienie, bóle głowy, rozdrażnienie i inne będące efektem niedoboru składników dostarczanych w pożywieniu.
Dalej. Jeśli w trakcie tej głodówki mamy te napady o których wspomniałam i nagradzamy się jakimś posiłkiem, organizm odłoży sobie więcej energii w postaci tkanki tłuszczowej z obawy, że znów przez jakiś czas nie otrzyma żadnego posiłku. To jest raczej efekt odwrotny do oczekiwanego, prawda? No a już o efekcie jo-jo po powrocie do normalnego żywienia nie muszę wspominać.
Uczę się właśnie na kolokwium z Podstaw Żywienia i o czym czytam? O przemianie materii. PPM jest to podstawowa przemiana materii, kiedy leżymy spokojnie w łóżku, nikt nas nie denerwuje, nie musimy niczego robić, serduszko bije w normalnym rytmie - nawet wtedy potrzebujemy energii. Wg tabel, kobieta o wzroście 170cm, wadze 60kg, powierzchni skóry 1,66 m2 ma PPM na poziomie 1530 kcal/dobę. Czyli to jest dokładnie minimum jakie potrzebuje nasz organizm do egzystencji jak warzywko. Jeśli chodzimy, biegamy, jemy, stresujemy się, wszystko to sprawia, że wymagamy więcej energii. Nawet takie parametry jak położenie nad poziomem morza i pora roku wpływają na tą liczbę. Skąd organizm ma brać tą energię? Pamiętajmy, że nasz organizm to nie jest tylko tkanka tłuszczowa i tłuszcz. On potrzebuje energii. Lepiej zapisać się do dietetyka który rozpisze dietę indywidualną, stworzoną specjalnie dla nas, albo jeść w miarę normalne posiłki ale za to ćwiczyć, niż odbierać organizmowi tego, czego potrzebuje.

Ja wieczorem ćwiczę z Ewą Chodakowską skalpel, a Wy? :)