wtorek, 18 marca 2014

Moja prawdziwa motywacja

Ciężko mi pytać Was, jak Wam idzie, jak (z kim?) ćwiczycie, czy wspomagacie to dietą itd., skoro praktycznie Was tu nie ma. Jeśli jesteście, nie zostawiacie po sobie żadnego śladu z wyjątkiem licznika wejść na bloga. Zadając Wam pytania, czułabym się jakbym rozmawiała sama z sobą, a szkoda, bo chętnie wymieniłabym się z Wami spostrzeżeniami, radami itd. No ale trudno. Mogę jedynie pisać o sobie.
Zaczęłam ćwiczyć tydzień temu w niedzielę - tak, w niedzielę, żeby nie było jak zawsze, że "zacznę od poniedziałku" :) Udało mi się zrobić 2 skalpele i rozłożyło mnie choróbsko. Także znów muszę zacząć od nowa, gdyż z takim katarem jak miałam, nie było opcji wykonać żadnego z ćwiczeń Ewy. Dzisiaj korzystając z dnia wolnego, postanowiłam zrobić killera. Jejku, dziewczyny, jak Wam się udaje go zrobić w całości?! Pamiętam że kilka miesięcy temu chciałam go zrobić i zakończyłam po 20min, dzisiaj niestety wynik był ten sam :( Poczekam do wieczora i znów zrobię skalpel. Zastanawiam się czy po prostu z moją kondycją jest aż tak źle i muszę trochę więcej poćwiczyć zanim przerzucę się na skalpel, czy to po prostu kwestia nastawienia? Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne - nie poddaję się!

Przypomniałam sobie, że chyba ani razu nie wspomniałam Wam, co tak naprawdę jest moją motywacją. Zwykle chciałam po prostu dobrze wyglądać, ale okazywało się że ta motywacja dla mnie była za słaba i szybko odpuszczałam. Teraz jest inaczej. 14 Czerwca 2014 mój kuzyn bierze ślub. A ja? A ja chcę wyglądać w sukience naprawdę dobrze. Na ostatniej imprezie rodzinnej, jaką była 18-stka mojego brata, miałam na sobie śliczną białą sukienkę, naprawdę ją kochałam! Niestety okazało się, że podczas tańca już nie wyglądała na mnie tak dobrze jak w lustrze sklepowym. Ja może bym tego nie zauważyła, ale niestety kilka moich kochanych ciotek to zrobiło. Od tamtej imprezy nie mogę patrzeć na tą piękną sukienkę, co więcej, nie mogę patrzeć na żadne sukienki. Najlepiej czuję się w luźniejszych koszulkach. Niestety tak na weselę nie pójdę. Tym razem nie dam satysfakcji moim ciotkom. Zostało mało czasu więc trzeba brać się ostro do roboty.


17 komentarzy:

  1. Ewka jest mocna! Moich podejść było aż 2! Od dziś trzecie, bo wesele mam w październiku ;)
    Keep my fingers crossed!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Które filmiki robisz zazwyczaj?:)

      Usuń
    2. Killer jak sama nazwa wskazuje - zabija ;) Robię Skalpel, albo 6-minutówki.

      Usuń
  2. Też kiedyś zaczęłam przygodę z Chodakowską od killera i chyba nawet do 10 minut nie wytrwalam :D przerzucilam sie na skalpel i po miesiącu ćwiczeń dzień w dzień byly efekty! Obecnie jestem na etapie skalpel II z krzeslem bo tamten mi sie znudzil ;) powodzenia! P.S dobrą motywacją jest zakład z Kimś :D

    OdpowiedzUsuń
  3. kara kara :) Podstawa to trening silowy WSPOMAGANY aerobami( np chodakowska :) ). Oczywiscie trening nie z przedzialu 85% JEdnego maksymalnego udzwigu jak u faceta, tylko z mniejszym. Do tego dieta, a jak nie masz czasu na wazenie i liczenie to ZDROWE odzywianie, czyli zero przetworzonych rzeczy :) Tylko jest jedno ryzyko gdy nie wazysz posilkow, gdy przoekroczysz bilans kcal, zaczniesz sie powiekszac zamiast rzezbic ;] Pozdro z Włocławka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio na zajęciach liczyłam swój PPM oraz CPM, wydaje mi się że to co jem wcale nie przekracza CPM, więc teoretycznie odżywiam się dobrze:D Zresztą od kiedy pamiętam uważam na to co jem, więc tutaj nie mam problemu. Gorzej z dobraniem odpowiedniego treningu jak na początek;d

      Usuń
  4. Mnie do diety skłonił kiedyś głupi zakład :) jak się później okazało, to wcale nie było takie głupie, po tygodniu diety ( nie głodówki), troszkę skurczył mi się żołądek i nie chciało mi się już tak dużo jeść. Po jakimś czasie, kiedy znów wróciłam do starych nawyków żywieniowych zauważyłam, że mimo wszystko sporo schudłam ;] to mnie zachęciło do dalszych prób zdrowego jedzenia :) teraz zamiast ogromnej kolacji, wcinam warzywka, koktajle owocowe, owsiankę. Na śniadanie ciemne pieczywko, a na obiad posiłki raczej bez meeega ilości sosów czy góry ziemniaków :) postępy są OGROMNE! Oprócz tego trochę sportu, godzinka ćwiczeń/rozciagania/biegania dziennie... Naprawdę wszystkich zachęcam, bo czuję się znacznie lepiej. Nie jestem patyczastym chudzielcem, ale nie wstydzę się włożyć czegoś obcisłego :)
    Pozdrawiam ;>
    PS świetny blog, będę zaglądać częściej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mój organizm chyba już dawno przyzwyczaił się do tego, że uważam na to co jem i staram się ograniczać wszystko co złe, dlatego w moim przypadku takie delikatne zmiany jak własnie zmiana żywienia na zdrowe nic nie daje i zarówno waga jak i centymetry stoją w miejscu :c dlatego teraz muszę wziąć się mocno za treningi :)

      Usuń
    2. Próbowałaś może samego biegania + dieta? Mówię o przebieżce 30min dziennie + kilka ćwiczeń dla rozruszania się?

      Usuń
    3. hahaha i tu mnie masz! :D Nienawidzę biegać, po prostu nienawidzę. Nie wiem czemu tak jest, ale od kiedy pamiętam nigdy nie lubiłam tego robić... Także chyba pozostanę przy ćwiczeniach z Ewą, nie wszyscy w to wierzą, ale ona naprawdę daje nam nieźle popalić ;d

      Usuń
  5. Hej!
    Moja historia do chudości jest trochę inna, ale długa i nie chciałabym Cię nią obarczać. Dzięki mojej motywacji schudłam uwaga... 23kg w rok. Najszybciej kilogramy schodziły we wakacje, bo zeszło ich aż 6 i wcale się nie pilnowałam. Na początku ćwiczyła, no a jakże, mniej jadłam - bo trzeba. Po 3 miesiącach - ćwiczenia były tylko przypadkowe, ale zadbałam o odrzucenie słodyczy, okropnych tłuszczy, itp. Efekt jest, co mnie bardzo cieszy, fajnie pokochać siebie na nowo, teraz pilnować, żeby anoreksja mnie nie dopadła, ale kontroluję sytuację. Uważaj, łatwo przedobrzyć, jednak mój charakter panuje nad tym wszystkim.
    Życzę powodzenia w pozyskaniu idealnego ciała :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23kg?! Jejku gratulacje ! Tylko teraz naprawdę musisz się pilnować, żeby nie wpaść w anoreksję bo niestety znam dziewczyny które schudły, wyglądały przepięknie, a po jakimś czasie wszystkie ciuchy zaczęły wisieć, sukienki odstawać, ramiona wyglądały strasznie. Grunt to wiedzieć kiedy przestać:) Ja robię wszystko co tylko mogę a waga stoi w miejscu, więc wydaje mi się że muszę zrobić krok ale w innym kierunku - odstawić tabletki. Wiem co nieco na temat odchudzania i to jest chore i wręcz nielogiczne że robię to wszystko co robię a waga wciąż rośnie. Nie mam innego wyjścia:( także kończę opakowanie i zobaczymy co przyniesie następny miesiąc:)
      Dzięki wielkie że napisałaś! Dzięki Tobie moja motywacja jest jeszcze większa:)
      Buziaki! :*

      Usuń
  6. Spokojnie, moje początki też takie były :). Moja nadwaga była przyczyną m.in. choroby - musiałam siedzieć w domu przez 4 miesiące i przyjmować sterydy, co tylko mnie dobiło i przyczyniło się do rosnącej od tego czasu wagi, która do tego momentu była poprawna, byłam potem u dietetyczki, ale to zdało się tylko na chwilę, a produkty jakie spożywałam nie przypadły mi do gustu, wręcz przeciwnie - wywalałam część przez okno - niestety, aż wstyd się przyznać :D. Później, tak jak napisałam, zaczęłam ćwiczyć - basen, czasem orbitrek w domu - i kiedy już ważyłam jakieś 65kg zaczęłam przyjmować tabletki anty - brałam je 3 miesiące, gdyż strasznie źle się po nich czułam, ale przyrostu wagi nie zauważyłam, wręcz przeciwnie. Myślę, że mój sukces polega na radykalnym skurczeniu żołądka oraz silnej woli i osobowości, naprawdę potrzebuję niewiele, by się najeść, co więcej - zanim cokolwiek zjem, zastanawiam się czy warto, ale z tego, co widzę, wiesz o czym piszesz i też wiesz , co jesz - w końcu UP zobowiązuje :). Nie poddawaj się, strata wagi co kwestia czasu, ale jak już zacznie schodzić, to sama się nie zorientujesz jak szybko i szybko będzie spadała.
    Ważyłam 75kg, teraz ważę (zależnie od dnia) 51-52,5 kg, co więcej, jestem z Włocławka, także - żywy przykład. Trzymam kciuki :)!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bonjour:)
    Może już na początku wspomnę, że trafiłam tu za sprawą naszego wspólnego znajomego, który wiedząc o mojej niepohamowanej miłości do odchudzania i ćwiczeń, wspomniał mi o Twoich zmaganiach:) Przeczytałam wszystkie posty i jestem stuprocentową zwolenniczką zawartej w nich idei:) Sama jestem jedną z tych osób, dla których dieta i ćwiczenia to już nie tylko dążenie do upragnionej sylwetki, ale po prostu styl życia.
    Moja przygoda z odchudzaniem zaczęła się w grudniu 2012 roku. Uwielbiam gotować i uwielbiam jeść, ale kiedy któregoś pięknego poranka stanęłam na wadze i zobaczyłam na niej okrąglutkie 70 kg, prawie dostałam wylewu. To był naprawdę przełom. Po sekundzie ogłosiłam mojemu żołądkowi, że oficjalnie przechodzimy na dietę i że na nic zda się jego grymaszenie. Plan był prosty: trzy stosunkowo niewielkie posiłki dziennie, zero chipsów, zero fast foodów, zero gazowanych napoi, a kolacja najpóźniej do 19stej. Oczywiście gdy tylko obwieściłam swój zamiar światu, wylała się na mnie fala sprzeciwu, że po co, że na co, że przecież dobrze wyglądam, że nic mi nie brakuje... (no jasne, że niczego mi nie brakowało, bo miałam wręcz nadmiar!) No i im więcej mi mówili, żebym tego nie robiła, tym bardziej ja byłam zawzięta w sobie. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już po tygodniu zobaczyłam 2,5 kg mniej, a po miesiącu zmiany zaczęli dostrzegać znajomi. Po jakichś dwóch miesiącach do diety dołączyłam ćwiczenia. Nie mogłam się przekonać do Chodakowskiej, więc zaczęłam ćwiczyć Mel B. Na początku tylko 10 min trening brzucha i ABS na zmianę. Efekt? Prawie 20 kg mniej w 6 miesięcy. 50 kg przy 165 cm wzrostu można uznać za wagę idealną. I wszystko było ok, ale podniosły się głosy przyjaciół, że tu mi wystają kości, tam mi wystają żebra... Mimo, że na początku tego nie dostrzegałam, to po jakimś czasie dotarło do mnie, że faktycznie nie do końca takiego efektu się spodziewałam. Płaski tyłek, płaski biust, wystające żebra nie tylko na brzuchu, ale widoczne też na dekolcie. Zaczęłam trochę więcej jeść i więcej ćwiczyć. Oczywiście nadal Mel B, ale do ćwiczeń brzucha dołożyłam również ćwiczenia na pośladki i ramiona. Efekt jest bardzo dobry, żeby nie powiedzieć powalający. Może nie jestem szczytem mojego idealnego wyobrażenia o sobie, ale ciągle do tego dążę. Nawet teraz od kilku dni karmię się czystymi proteinami, żeby oczyścić trochę organizm i wspomóc mięśnie:)
    Można powiedzieć, że na diecie jestem od prawie półtora roku. Weszło mi to w krew tak bardzo, że nie wyobrażam sobie powrotu do starych nawyków. Codziennie wieczorem ćwiczę i choćby się waliło i paliło, to treningu nie odpuszczę. To mój swoisty rytuał. Nawet moja mama się śmieje, że jedni przed snem myją zęby, inni się modlą, a ja ćwiczę :D nie ma także mowy o tym, żebym coś zjadła po godzinie 19stej. Już nawet przestałam myśleć wieczorem o jedzeniu:) Jestem bardzo wytrwała w tym co robię i dużo znajomych mi mówi, że jestem dla nich wielką motywacją. Szkoda tylko, że nic z tego nie wynika, bo koleżanki potrafią narzekać, ale żeby się wziąć i zacząć działać, to już nie ma chętnych:/ Pół godziny dziennie na ćwiczenia, to naprawdę niewiele, skoro doba trwa 24h. Kiedyś sama byłam przekonana, że skoro studiuję filologię polską i niemalże cały dzień spędzam z nosem w książkach i nie mam na nic czasu, to tym bardziej nie znajdę chwili na ćwiczenia. Chyba nie ma głupszego tłumaczenia. Dlatego tym bardziej mocno trzymam za Ciebie kciuki, a jeśli chodzi o ograniczenie jedzenia, to pamiętaj, że nic nie smakuje lepiej niż szczupła sylwetka :D
    Pozdrawiam P.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I oto kolejna prawdziwie motywująca wypowiedź! Naprawdę uwielbiam gdy ludzie piszą mi ile udało im się zrzucić, w jaki sposób, jak bardzo się z tego cieszą. Żadne zdjęcia modelek czy innych dziewczyn z 0% tkanką tłuszczową nie są tak motywujące jak osobiste doświadczenia. 20kg to naprawdę bardzo dużo! Nie masz problemów z nadmiarem skóry? Milion lat temu też schudłam bardzo szybko w dość krótkim czasie i niestety wtedy obserwowałam nadmiary skóry która nie zdążyła się "skurczyć". Jak było u Ciebie?
      Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję że zostaniesz tu ze mną na dłużej! :)

      Usuń
    2. Mój organizm o dziwo bardzo dobrze zniósł odchudzanie. Oprócz niewielkich rozstępów w okolicach bioder nic mi nie obwisło i nie opadło :) myślę, że kluczem do sukcesu jest połączenie diety z ćwiczeniami. Dzięki temu skóra się napina i ujędrnia.
      Btw. ciągle walczę, żeby pozbyć się resztek tłuszczu z brzucha, oczywiście wiele osób mnie przekonuje, że jest ok, ale ja wiem lepiej:) dlatego całkowicie zrezygnowałam ze słodyczy, pieczywa, makaronów itp. Wytrzymuje już tydzień i o dziwo(!) nie mam w ogóle ochoty na słodkie. No dobra, zadowalam się owocowymi jogurtami, a ponieważ jestem niekwestionowaną fanką wszystkich mlecznych produktów, to czuję się jak w raju :D
      Aha i mam jeszcze jedną radę: pokochaj płatki owsiane na śniadanie, one naprawdę potrafią zdziałać cuda:)
      P.S. Czekam na kolejny motywujący post :D P.

      Usuń
    3. hahah żebyś wiedziała! Od tygodnia (w zasadzie może dwóch) robię sobie owsiankę na śniadanie;d Może jeszcze jakąś jej wielką miłośniczką nie jestem, ale myślę że jest to kwestia przyzwyczajenia ;d Masz jakiś sprawdzony przepis? :)

      Usuń